poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 8

Muszę przyznać, że lot samolotem nie był właściwie niczym ekscytującym. Myślałam, że to będzie niewiadomo jaka przygoda a okazało się iż nie jest to nic ciekawego. Tak, widoki są... jeżeli akurat nie przelatujesz nad chmurami, które tak swoją drogą są wszędzie.
A zdecydowanie najgorsze jest to, że zatykają się uszy. To normalnie nie do wytrzymania! Myślałam, że oszaleję kiedy po raz czwarty mi się zatkały.
Wylądowaliśmy w Kopenhadze o 16.30 i od razu poszliśmy coś zjeść. Szczęście, że niedaleko lotniska był Mac. Po drodze nie spotkaliśmy żadnych fanek co wydało nam się trochę dziwne, ale i tak się cieszyliśmy, że mamy czas dla siebie. A raczej, że oni mieli czas dla siebie bo niby czego by ode mnie chciały Janoskianators z Danii??
Zamówiłam sobie McFlurra i frytki. Nigdy nie uwierzycie, ale to połączenie jest genialne!  Naprawdę, musicie spróbować.
Reszta zamówiła sobie jakieś zestawy (Daniel wziął Happy meal z zabawką Supermanem co wydało mi się totalnie urocze) i usiedliśmy przy jednym z zabrudzonych stolików. Oczywiście sami musieliśmy go czyścić serwetkami bo sprzątaczka paliła na tyłach. Pysznie.
Oczywiście nie obyło się bez walki na jedzenie (Jai oberwał ketchupem z torebki i obraził się na Luke'a), w której absolutnie nie brałam udziału. No... może minimalnie, kiedy podawałam Jamesowi frytki do rzucania. Ale przynajmniej miałam pewność, że stoję po dobrej stronie. To Beau zaczął.
Niestety po jakichś 5 minutach od rozpoczęcia wojny na żarcie menager fast food'u wyprosił nas na co wszyscy pokazaliśmy mu środkowy palec i wyszliśmy z honorem.
- Sally, możesz już wziąć swoją torbę? Jesteśmy w recepcji! - Krzyknął Luke, który od wyjścia z lotniska nie rozstawał się z moją torbą podróżną. Oczywiście nie z własnej woli. - Ręce mi odpadają. - Pożalił się a ja machnęłam ręką.
- Nie przesadzaj, jeszcze kilka minut. - Starszy bliźniak popatrzył na mnie groźnie a ja nie zwracają na niego uwagi udałam się razem z chłopakami do naszego apartamentu.
Jeszcze przed wylotem samolotu Roonie zadzwonił do hotelu i poprosił o zmainę pokój z pięcioosobowego na sześcioosobowy. Dostaliśmy go za niewielką opłatą ze strony menagera Janoskians za co jestem mu dozgonnie wdzięczna. Nie będę musiała się z nikim dzielić moim łóżkiem.
Kiedy drzwi zostały otwarte od razu rzuciłam się na pierwsze łóżko z brzegu. Marzyłam tylko i wyłącznie o odpoczynku. Po dwu godzinnym locie bolał mnie kark i miałam ochotę sobie pospać.
- A to nasz pokój! - Usłyszałam nad sobą i otworzyłam oczy. Luke nagrywał filmik i machał swoim telefonem w lewo i w prawo, żeby zaprezentować nasz apartament.
- Uwarzaj bo ci ten IPhone w końcu wypadnie. - Ostrzegłam starszego bliźniaka i nakryłam się kołdrą.
- A to nasza koleżanka Sally. Ciągle tylko zrzędzi i marudzi.
- To nie jest prawda. - Wymruczałam zła zakładając na głowę poduszkę, żeby wreszcie spokojnie zasnąć.
Nie było mi to jednak dane gdyż zadzwonił mój telefon. Wyjęłam czarnego IPhona 5S z kieszeni (wiem, że się chwalę, ale kupiłam sobie na urodzinki i jestem z niego zadowolona) i odebrałam połączenie.
- Taaaak??
- Cześć Sally, może chcesz gdzieś wyjść? - Usłyszałam po drugiej stronie głos mojej przyjaciółki Kate.
- Nie mogę. - Odparłam jakby nigdy nic.
- Nie możesz czy ci się nie chce? - Zapytała podejrzliwie.
- Nie mogę. Jestem... z rodzicami... Na zakupach. - Nie chciałam, żeby wiedziała. Ta informacja nie była jej potrzebna do dalszego egzystowania.
- Kto to? - Beau podszedł do mnie a ja zasłoniłam głośnik ręką by mu odpowiedzieć.
- Moja koleżanka, macie być cicho bo ona nie wie, że z wami jestem.
- A zna nas?? - Do rozmowy włączył się Jai.
- O tak. - Odpowiedziałam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Ja i Kate byłyśmy w jednej klasie w szkole średniej i jako jedyne lubiłyśmy Janoskians. Byłyśmy jakieś psychiczne, miałyśmy bzika na ich punkcie.
- Sally, z kim ty tam rozmawiasz??? - Krzyknęła zniecierpliwiona Kate.
- Eee... Rodzice każą mi kończyć, muszę im pomóc wybrać nowy dywan do przedpokoju. Papa.
- Ale przecież ostatnio kupiliście taki czerwony!
- No tak, ale mamie się znudził. To nara!!! - Powiedziałam i rozłączyłam się.
- Dlaczego nie powiedziałaś jej prawdy? - Zapytał James.
- Zwariowałaby gdyby się dowiedziała. - Powiedziałam, ale poczułam się trochę winna. Przyjaciółka to przyjaciółka.
- Moim zdaniem powinnaś jej powiedzieć. - Stwierdził Luke a mi zrobiło się smutno. Muszę jej to jakoś wynagrodzić...
- Już wiem! - Chłopcy popatrzyli na mnie dziwnie a ja podniosłam się do pozycji siedzącej. - Wyświadczycie mi małą przysługę???? - Zrobiłam słodkie oczy a koledzy spojrzeli po sobie.
- Co masz na myśli? - Zapytał niepewnie Luke.
*      *      *
Siedziałam na krześle w kuchni i jadłam sobie kanapki rozmyślając nad tym co dzisiaj porobić skoro Sally jest zajęta gdy nagle zabrzęczał mój telefon. Ktoś mnie follownął na Twitterze. A właściwie to nawet pięć osób. "Wow, od kiedy jestem taka popularna?"
Odblokowałam IPhona i kliknęłam powiadomienie. Kilka sekund później dostałam ataku serca.
To oni. O MÓJ BOŻE ONI MNIE FOLLOWNĘLI!!!! ALE JAK? DLACZEGO???
Mega szczęśliwa gapiłam się w ekran mojego telefonu a niedowierzanie nadal ściskali mi gardło. 50 razy sprawdziłam czy to nie są fejkowe konta, ale one były jak najbardziej prawdziwe.
- O KURWA! - Powiedziałam zasłaniając sobie ręką usta.
- Nie wyrażaj się! - Krzyknęła moja mama stojąca przy zlewie.
- Ale mamo... Janoskians mnie follownęli!!!!!
- To te zbuje z internetu? - Zapytała myjąc garnek.
- Tak, to oni. - Wyszeptałam ze łzami w oczach.
"MUSZĘ POWIEDZIEĆ O TYM SALLY" pomyślałam i pobiegłam po torebkę. "Poczekam na nią pod domem".
Mieszkałyśmy niedaleko siebie więc dojście pod jej dom zajęło mi kilkanaście minut. Samochodu nie było na podjeździe więc pewnie jeszcze byli w sklepie. Usiadłam na ganku i spokojnie czekałam. Czekałam i czekałam aż zrobiło się ciemno i musiałam wracać do siebie.
Zła wybrałam numer do Sally, ale ta nie odebrała. "Nie dajesz mi wyboru." pomyślałam i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - Usłyszałam głos ojca mojej przyjaciółki i odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej on odebał.
- Cześć, mówi Kate. Kiedy państwo wracają? Bo Sally mi nie powiedziała. - Zapytałam.
- Za jakieś... 4 miesiące. Tak myślę. - Aż mnie zatkało jak to usłyszałam. Kilka miesięcy? O co tu chodzi.
- A jak tam się bawicie dziewczyny? Mieliśmy wyrzuty kiedy zostawiliśmy Sally samą i mamy nadzieję, że jakoś sobie radzi.
- A tak... my bawimy się świetnie! - Powiedziałam z udawanym entuzjazmem.
- No to dobrze. Muszę kończyć bo wychodzimy. Dowidzenia Kate.
- Dowidzenia. - Rozłączyłam się i wściekła wrzuciłam telefon do torby. "Ktoś mi się będzie musiał wytłumaczyć"
*      *      *
Obudziłam się z niemiłym przeczuciem, że coś poszło nie tak. Tylko co?
Chcąc sprawdzić godzinę wzięłam do ręki swój telefon i zobaczyłam, że mam kilka nieodebranych połączeń od Kate. Niedobrze. Nie lubiła kiedy nie odbierałam.
Wstałam i ubrałam się. Chłopaków nie było w pokoju bo poszli do klubu zrobić próbę dźwięku czy coś takiego. Z braku jakichkolwiek zajęć postanowiłam pójść na śniadanie, ponieważ hotel oferował szwedzki stół. Nie mogłam się temu oprzeć.
Nakładając na tależ tosty zadzwoniłam do przyjaciółki, która pewnie chciała pochwalić mi się, że Janoskians ją follownęli. Ona jest czasami taka przewidywalna...
- Sally! - Krzyknęła Kate i raczej nie brzmiała na zadowoloną. Usiadłam przy wolnym stoliku w jadalni i zaczęłam delektować się śniadaniem.
- Taak?? - Zapytałam.
- Dzwoniłam do twoich rodziców. - Odparła krótko a ja zesztywniałam z zaskoczenia.
- I co? - Próbowałam udawać, że nic mnie to nie obchodzi.
- Powiedzieli, że wyjechali.
- Eee...
- Na 4 miesiące. - Dokończyła dziewczyna a ja odsunęłam od siebie pusty tależ.
- Powiedziałaś im? - Wyszeptałam ze skruchą w głosie mając nadzieję, że rodzice nie siedzą w tej chwili w samolocie do Kopenhagi.
- Nie, tym razem cię kryłam, ale jak zaraz mi nie powiesz co się dzieje to pierwszym co zrobię po skończeniu tej rozmowy będzie telefon do twojego ojca. - Zagroziła Kate a ja westchnęłam zrezygnowana.
- Nigdy w to nie uwierzysz. - Zachichotałam a dziewczyna po drugiej stronie prychnęła.
- Zobaczymy. A teraz gadaj. Gdzie jesteś?
- W Kopenhadze. - Powiedziałam a po drugiej stronie zapadła cisza.
- A co tam robisz? - Zapytała ostrożnie Kate a ja podrapałam się po głowie.
- Noo... Pamiętasz jak ci mówiłam, że poznałam Janoskians...?
- No nie... Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że... Cholera, trzeba było od razu dzwonić do twojego starego.
- Kate! To prawda! Mogę ci to udowodnić!
- A niby jak?
- Ja... Pokażę ci ich! - Moja przyjaciółka zamilkła zapewne zastanawiając się co ma zrobić.
- Hmmmm... Okej. Na Skypie o 15.00 mojego czasu. Jeżeli nie zalogujesz się w ciągu 10 minut dzwonię do twoich rodziców, rozumiesz?
- Tak. - Westchnęłam z ulgą ciesząc się z mojego szczęścia. - To do zobaczenia! - Powiedziałam i rozłączyłam się.
Kiedy wróciłam do pokoju wyjęłam z torby podróżnej mojego laptopa i włączyłam go. Zostały jeszcze 4 godziny do rozmowy z Kate a ja myślałam nad tym co mam jej powiedzieć. „Może niech oni do niej zadzwonią, w końcu ona chce zobaczyć ich a nie mnie“ pomyślałam. Wzięłam mój telefon i napisałam do każdego z chłopców tą samą wiadomość z pytaniem kiedy wrócą. Jako pierwszy odpisał Beau.
- „Nie wiem, a co?“
- „Tak tylko się pytam“ – Odpisałam i dostałam kolejną odpowiedź, tym razem od Jaia.
- „B€dzi3=y z@ 2 g0“<i`y. PS. s!łukł mI sI€ €kr@n“ – Jemu postanowiłam nie odpisywać. Jeszcze miałby problem z rozszywrowaniem…

- „Niedługo“ – Napisał Daniel. Luke i James nie odpisali, pewnie nie mieli przy sobie telefonów. Ale wystarczyła mi wiadomość, że przyjdą za dwie godziny.

2 komentarze: