sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 4

Nie spałam całą noc bo myślałam o propozycji Beau. Oczywiście w głębi duszy wiedziałam co zrobię, ale rozsądek nadal próbował nade mną zapanować.
Kiedy wróciłam do domu po koncercie zobaczyłam na blacie list od ojca, w którym napisał, że podczas ich nieobecności mogę jechać do jakiejś koleżanki. Najpierw zadzwoniłam do Kate, ale nie odebrała. Potem starałam się porozmawiać ze starszą siostrą, która mieszka w Southampton lecz, jak się okazało, ona nadal miała mi za złe, że nie kupiłam jej prezentu na urodziny. No co?! Zapomniało się i tyle... Ale w zamian zrobiłam jej śliczną laurkę.
Kiedy wyszłam z łóżka było około 7.00. Nigdy w życiu nie wstałabym tak wcześnie, ale to była wyjątkowa sytuacja. Jeszcze w piżamie wyjęłam z mojej szafy starą torbę podróżną, do której zaczęłam wkładać co popadnie. Były wakacje więc starałam się ograniczyć liczbę bluzek z długim rękawem.
Kiedy już napełniłam bagaż zniosłam go do holu i postawiłam przy drzwiach by o nim nie zapomnieć. Kiedyś zapomniałam a potem przez dwa tygodnie musiałam pożyczać ubrania od mamy...
Poszłam do łazienki by trochę się ogarnąć (mówię trochę jak jakiś plastik "ogarnąć się", ale gdybyście zobaczyły moją twarz o poranku też byście tak powiedziały) i zanim się obejrzałam była już 8.30. Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam pod numer, który podał mi Beau. Podczas czekania na połączenie zeszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie.
- Dom pogrzebowy, czym możemy służyć?
- To ja. - powiedziałam i nastała cisza. - Słuchaj, zastanawiałam się nad tym co wczoraj powiedziałeś i postanowiłam, że z wami pojadę. - Wyszeptałam. - Jeżeli to nie sprawi wam problemu. - Dodałam szybko i włożyłam sobie do buzi kolejną łyżkę płatków.
- Oczywiście, że nie będziesz sprawiała problemu. To podaj mi adres a my przyjedziemy... Za pięć dwunasta?
- Okej. - Podyktowałam chłopakowi ulicę, na której mieszkałam i rozłączyłam się.
Resztę czasu jaki mi został poświęciłam na oglądanie telewizji. Akurat leciał Spongebob kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyłączyłam telewizor i wzięłam moją torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami (uwierzcie, że słodycze są mi naprawdę potrzebne do życia) po czym otworzyłam drzwi.
- Cześć. - Przywitał się Luke i popatrzył na mnie. - Gotowa do drogi?
- Chyba tak. - Chłopak wziął mój bagaż a ja zamknęłam drzwi od mieszkania i weszłam do pojazdu. Było jedno wolne miejsce na samym tyle między Danielem a Jamesem.
- Siema. - Przywitali się ze mną chłopcy a ja uśmiechnęłam się do nich.
- Wszyscy gotowi? No to ruszamy! - Drzwi do samochodu zostały zamknięte i odjechaliśmy.
Teraz czekała nas długa droga do Dublina. Pewnie się zastanawialiście skąd wiem gdzie jadę skoro nie pytałam co? Otuż sprawdzałam ich trasę w necie jakiś miesiąc temu. Tak dla zabawy.
Włożyłam do uszu słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki a czasami ukradkiem patrzyłam na Skipa, który wyglądał przez okno.
Po jakiejś pół godzinie jazdy wyjęłam z torby paczkę oreo.
- Słodycze? - Zapytał Jai wyglądając z fotela przedemną i przypatrując się ciasteczkom. - Daj jednego. - Z niechęcią podzieliłam się z młodszym bliźniakiem moim prowiantem.
- Mi też! - Kryknął Beau a zaraz za nim pozostali chłopcy. Dałam każdemu po jednym ciastku a kiedy zajżałam do opakowania nic w nim już nie zostało. Zrobiłam smutną minę.
- Masz moje. - Powiedział Daniel i podał mi w połowie zjedzone oreo. Zarumieniłam się i przyjęłam skromny podarunek. - Powiedz mi coś o sobie. - Rozejrzałam się, ale chyba nikt nas nie słuchał. James spał a bracia o czymś rozmawiali.
- No dobrze... A co konkretnie chciałbyś wiedzieć? - Zapytałam i nieśmiało popatrzyłam w jego zielone oczy.
- Wszystko. - Uśmiechnął się a ja zaczęłam opowiadać o tym skąd pochodzę i o innych nieciekawych faktach z mojego życia. Na przykład o tym, że mam siostrę i, że kiedyś miałam psa o imieniu Żabcia.
Nagle poczułam się strasznie zmęczona. Ziewnęłam i oparłam głowę o oparcie siedzenia dalej mówiąc.
- No i... Ten... - Trochę się pogubiłam a chłopak popatrzył na mnie rozbawiony.
- Chyba odpływasz. - Stwierdził a ja z trudem zmusiłam się by mu odpowiedzieć.
- Niemożliwe. - I zasnęłam.
*      *       *
- Dobra, wystarczy! - Powiedziałem kiedy bliźniacy zaczęli okładać się po twarzach. Nie mogę z nimi no. Robią to tylko dla zabawy, ale mnie i tak to irytuje. - Bo zaraz jedno z was zamieni się miejscami z Jamesem. - Luke łypnął okiem na tylny rząd po czym zdziwiony zaczął gapić się w jeden punkt.
- Co? - Zapytałem po czym sam się odwróciłem.
- O mój Boże... - Jai nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Jak słodko. - Skomentował starszy bliźniak i zaczął robić zdjęcia. Chcecie wiedzieć o co chodzi? No więc na samym tyle wszyscy spali. To raczej nic dziwnego nie? Ale chodzi raczej o to jak to wyglądało. Na siedzeniu po środku spała Sally, która nieświadomie (lub świadomie) była przytulona do Daniela. Skip natomiast położył swoją głowę na głowie dziewczyny (nadal nie wiemy jak to było możliwe, oboje są tego samego wzrostu) i owinął ją swoim ramieniem. Jednym słowem wyglądali jakby byli zakochani.
- Co z tym robimy chłopaki? - Zapytałem bliźniaków, którzy nadal żartowali sobie ze zdjęcia, które zrobił Luke.
- Wstawmy to na twittera i ogłośmy, że Daniel jest zajęty...
- Albo zaszantażujmy jedno z nich. - Zaproponował Jai.
- Chyba zabawniejsze byłoby to drugie. - Zachichotałem. - Tylko kogo będziemy dręczyć...
- Skip raczej sobie z tego nic nie zrobi, ale Sally jest dziewczyną i na pewno się tym przejmie. - Powiedział Luke a ja i jego bliźniak pokiwaliśmy głowami.
*     *     *
- Chyba się budzi. - Usłyszałam i zmrużyłam powieki.
- Yyyy... - Wymruczałam zaspana i przetarłam oczy. - Co się... - Wyszeptałam i zobaczyłam roześmiane twarze braci. - Z czego się tak cieszycie? - Zapytałam śpiąca i zła, że zostałam mój piękny sen został przerwany.
- Sądzę, że będziecie dobrą parą. -
Nie rozumiejąc o co chodzi próbowałam się wyprostować, ale przeszkadzało mi w tym coś ciężkiego. Kątem oka ujrzałam śpiącego na mnie Daniela. Odskoczyłam jak opażona budząc przy tym nie tylko blondyna, ale też Jamesa.
- Co się dzieje? - Zapytał Yammouni. Skip rozmasowywał sobie bolącą szczękę.
- Chyba się uderzyłem podczas snu. - Odparł a wtedy bracia Brooks zaczęli się śmiać. Głośno.
Przysięgam, że w tamtej chwili byłam cała czerwona. Aż mnie policzki szczypały. Schowałam twarz w dłonie i schyliłam się jak najniżej by nikt mnie nie musiał oglądać.
- Nie wstydź się Sally. My to akceptujemy. - Jai poklepał mnie po plecach a ja schowałam głowę między kolanami.
- O co chodzi? Co akceptujecie? - Zapytał Daniel.
- Nic, nic. To pozostanie pomiędzy nami, dobrze Sally?
- Wypchaj się. - Warknęłam a chłopcy z przodu nadal się chichrali.
Kiedy się już uspokoiłam oparłam się na fotelu i odetchnęłam głęboko. Ta sytuacja mnie trochę zdenerwowała. Ale trochę mi się też podobała.
Była jakaś 23.00 i wszyscy poza mną i Beau pozasypiali.
- Hej... - Zagdanęłam starszego chłopaka, który popatrzył na mnie. - Poza tym co się stało to nie było nic innego nie? - Beau posłał mi Pytające spojrzenie. - Nie mówiłam przez sen, prawda? - Kiedyś siostra mi powiedziała, że przeszkadzam jej w nocy moim gadaniem.
- Niestety nie. - Chłopak uśmiechnął się a ja poczułam przypływ ulgi. Dobrze, że nic nie mówiłam bo ze snem, który miałam nie chciałabym się z nikim podzielić. Chyba nie muszę mówić kto był jego głównym bohaterem?

Spokojna, że nic nie wyszło na jaw zasnęłam otulina kocem znalezionym prez Jamesa w bagażniku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz