poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 5

NIE WIEM CZY WSTAWIAĆ TO TAK CZĘSTO XD
- Hej, Sally!
- Co?! - Zapytałam rozdrażniona kiedy Luke zbudził mnie bardzo wcześnie rano.
- Sorry, że cię budzę, ale zaraz wypływamy i pomyśleliśmy, że chcesz się pożegnać z Londynem.
- Wypływamy... - Powtórzyłam bezmyślnie. Chwila zastanowienia wystarczyła bym podniosła się gwałtownie z pozycji leżącej.
- Luke. - Wyszeptałam i zobaczyłam, że z komina statku zaczął wydobywać się dym.
- O, wypłyneliśmy z portu. Chodź podziwiać widoki.
- Ale ja... - Chłopak zachwycony wyciągnął mnie z samochodu a mnie zemdliło. Starszy bliźniak podszedł do barierki oddzielającej nas od wody i wychylił się przez nią niebezpiecznie.
- Widzę ryby! - Krzyknął a ja niechętnie spojrzałam w dół. "Jeszcze chwila a zwymiotuję" pomyślałam i wtedy przyszedł Beau.
- Cześć, co robicie? - Zapytał i klepnął mnie z całej siły w plecy a ja zgięłam się wpół i wyrzygałam niestrawione resztki słodyczy, które podjadałam w nocy.
- Eee... Dobrze się czujesz? - Chłopak ze snapbackiem odgarnął moje włosy z twarzy a ja dalej zwracałam.
- Nie. - Warknęłam i wytarłam usta ręcznikiem, który podał mi Luke. - Mam chorobę morską.
- No tak, to wszystko wyjaśnia. - Miałam ochotę przyłożyć tym debilom, ale znowu poczułam się słabo.
- Odprowadźcie mnie do samochodu i dajcie jakąś torebkę. Byle szybko. - Chłopcy wykonali moje polecenia i chwilę później siedziałam na tyle vana z papierową torbą.
- Może potrzebujesz kogoś do towarzystwa? Pójdziemy po Daniela, wiemy jak go uwielbiasz. - Powiedział Beau i razem z bratem ulotnili się zanim mogłam zaprotestować. Tępaki.
Oparłam bolącą głowę o zimną szybę pojazdu i próbowałam się rozluźnić, ale dreszcze mi to uniemożliwiały.
Na wszelki wypadek otworzyłam torebkę gotowa na kolejną porcję wymiotów kiedy do samochodu wszedł Skip. Jak zwykle wyglądał bosko w spodenkach do kolan i bluzce bez rękawów.
- Słyszałem, że się pochorowałaś. - Wyszeptał uspokajająco a mnie zrobiło się odrobinę lepiej.
- Taaa. - Zażenowana spuściłam wzrok z jego twarzy i przypatrywałam się moim tenisówkom. Blondyn usiadł obok mnie i nastała niezręczna cisza, którą przerywały od czasu do czasu odgłosy fal uderzających o skały. To sprawiało, że zaczęły mi się trząść ręcę. Może to i trochę głupie, ale strasznie bałam się wymiotować. Nigdy tego nie lubiłam. Z resztą kto by lubił.
- Nie płacz Sally. - Powiedział Daniel widząc moje łzy i przytulił mnie. O mój Boże, on naprawdę mnie przytulił! To cud!
Oparłam głowę o jego ramię i siorbnęłam nosem. Tak popłakałam się. Co z tego, że z głupiego powodu skoro dzięki temu chłopak z moich marzeń mnie tulił? Ja to jak czasami coś zrobię...
- Jestem tu. - Szepnął Skip. Nawet nie wiedział ile jego słowa dla mnie znaczyły.
Zamknęłam oczy. Głowa bolała mnie coraz bardziej i znowu zwymiotowałam. To chyba nie był dobry znak.
- Pójdę do kapitana, może mają tu jakiegoś lekarza, zaraz wracam. Tylko nie umieraj kiedy mnie nie będzie. - Doceniłam jego nieudany jak dla mnie żart i uśmiechnęłam się słabo. Po chwili nowu zostałam sama.
Próbowałam zasnąć podczas nieobecności chłopaka i chyba mi się to udało. Mówię 'chyba' bo po 5 minutach starań straciłam kontakt ze światem.
*      *      *
- To nic takiego, zwykła gorączka i tyle. - Powiedział lekarz pokładowy i poszedł sobie. No to nam pomógł.
- A co będzie jak jej się pogorszy? - Zapytał Skip a ja zacząłem się poważnie zastanawiać czy przypadkiem nie polubił dziewczyny za bardzo.
- Słyszałeś doktora. Nic jej nie będzie. - Jai też wyglądał na zmartwionego, ale próbował tego po sobie nie pokazywać.
Sally spała na tyłach samochodu przykryta kocem. Miała wypieki od gorączki i aż szkoda było na nią patrzeć.
- Będziemy musieli zostać przy niej dopóki nie wydobrzeje. W końcu to my jesteśmy za nią odpowiedzialni. - Stwierdziłem a moi przyjaciele przytakneli w ciszy. Do Irlandii była jeszcze godzina drogi.
Robiliśmy takie mini warty. Każdy zostawał z chorą dziewczyną po kilkanaście minut i wszyscy byli zadowoleni. Nawet Sally, która uśmiechała się przez sen. Ciekawe co jej się śniło...
Kiedy nadeszła moja kolej pilnowania dziewczyny dopływaliśmy już na ląd. Z pokładu statku było widać port, w którym zebrało się pełno naszych fanek. Nie miałem pojęcie jak my się im wymkniemy.
- Chłopaki, czas ruszać! - Zawołałem i wszyscy wsiedliśmy do samochodu. James i Daniel podnieśli delikatnie czarnowłosą poczym położyli ją sobie na kolanach.
Gdy wreszcie dobiliśmy do brzegu nasz kierowca wcisnął pedał gazu i jak najszybciej pojechaliśmy do naszego hotelu.
*     *     *
Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam nad sobą zatroskaną twarz Daniela.
- Chyba znowu ma gorączkę. - Zmartwił się Skip widząc, że zaczęłam się czerwienić. Jai odwrócił dię w naszą stronę i uśmiechnął się cwaniacko.
- Myślę, że nic jej nie jest. - Stwierdził a ja posłałam mu karcące spojrzenie. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Która jest godzina? - Zapytałam.
- Po 12.00. Zaraz będziemy w hotelu. - Poinformował mnie James a ja zadowolona perspektywą położenia się w miękkim łóżku ułożyłam głowę spowrotem na kolanach blondyna. Po prostu żyć nie umierać!
- Czujesz się już lepiej? - Daniel pochylił się lekko nade mną a ja zażenowana odwróciłam wzrok.
- Uwierz mi, zdecydowanie lepiej. - Powiedział Beau a ja kopnęłam nogą w jego siedzenie.
- Tylko bez takich! - Chłopak ze snapbackiem zagroził mi palcem, ale nie odezwał się już.
Van zatrzymał się pod nowoczesnym budynkiem. Wyglądał trochę jak przerośnięty domek letniskowy. Wjechaliśmy na parking.
- Jesteśmy na miejscu. - Uradowana wyszłam z samochodu jako pierwsza  przepychających się i wpychając resztę do samochodu.
- Jak pięknie! - Zachwycona chłonęłam każdy szczegół niwego otoczenie. - Zobacz! - Pociągnęłam Luke'a za bluzę i kazałam patrzeć na zielone pola rozciągające się dookoła. Chłopak spojrzał błagalnie na przyjaciół.
- Przynajmniej już nie rzyga. - Stwierdził Beau.
Wzięliśmy nasze bagaże i weszliśmy do przestronnego holu, w który powitała nas puszysta blondynka.
- Witamy w hotelu (jakaś nazwa, której nie zrozumiałam), czym możemy służyć? - Zapytała kobieta i uśmiechnęła się szeroko.
- Witam. My złożyliśmy tu rezerwacje. - Powiedział menager chłopaków i zaczął załatwiać zupełnie nieinteresujące mnie sprawy z recepcjonistką. - Macie klucz do pokoju, idźcie się rozpakować. - Mężczyzna rzucił nam klucz a my popędziliśmy do windy.
- Które piętro? - Zapytałam.
- Nie wiem, wciskam wszystkie jak leci. - Powiedział Jai i drzwi zasunęły się. Przy kluczyku wisiała mała karteczka z numerem pokoju. Już nie mogłam się doczekać.
Kiedy winda przejechała już po wszystkich możliwych piętrach i zatrzymała się na ostatnim z nich wysiedliśmy i ruszyliśmy na poszukiwania luksusowego apartamentu, w którym przyszło nam mieszkać przez kilka dni.
- To chyba tutaj. - Luke otworzył drzwi i wtoczyliśmy się do pomieszczenia z bagażami. Pokój był duży i ładnie użądzony. Postawiłam moją torbę podróżną obok któregoś z łóżek i poszłam się rozejrzeć. Weszłam do łazienki. Dokładnie po jej środku stała wanna a obok niej mała pułeczka z najróżniejszymi olejkami zapachowymi. "Chyba mi się tu spodoba" pomyślałam i wróciłam do chłopaków.
- To... Co będziemy robić przez resztę dnia? - Usiadłam na krzesełku przy małym stoliczku.
- Nic. - Odpowiedział krótko Beau i wskoczył na posłanie. - Będziemy odpoczywać przed koncertem.
- Ale koncert jest dopiero jutro... - Zdekoncentrowana podrapałam się po głowie.
- To odpoczniemy na zapas. - Jai uśmiechnął się promiennie.
- Chłopaki, nie można tak! Skoro już jesteśmy w Dublinie to możemy go pozwiedzać i dowiedzieć się o nim czegoś ciekawego.
- Ale tutaj nie ma nic nadzwyczajnego. Zwykłe miasto tyle, że zamiast meneli mają Leprechauny. - Powiedział Luke.
- A wcale, że nie bo Leprechauny nie istnieją! - Sprzeciwił się młodszy bliźniak.
- Stul twarz. - Skwitował Luke.
- No proszę... - Błagałam chłopaka ze snapbackiem, który już po kilku sekundach nie był w stanie wytrzymać mojego spojrzenia.
- No dobra! Zgoda. Ale jak przemkniemy się obok nich? - Zapytał Beau odsłaniając zasłony i pokazując mi żeszę wiernych fanek stłoczonych pod wejściem do hotelu.
- Zostaw to mnie. - Złapałam za telefon stacjonarny, który służył do wzywania słóżby i wybrałam numer do recepcji.
- Tak? - Zapytał męski głos.
- Witam, poproszę pięć peruk do pokoju 169.
- Pięć co? - Facet po drugiej stronie wydawał się zdziwiony.
- Pięć peruk do pokoju 169. Czy będę musiała powtarzać drugi raz?
- Nie, oczywiście, że nie. Proszę poczekać, zaraz kogoś po nie wyślemy.
- Dzięki. - Powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
- Po co nam to będzie? - James wstał z łóżka i spojrzał na mnie podejżliwie.

- Zaraz się przekonasz. - Odpowiedziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz