Muszę przyznać, że lot
samolotem nie był właściwie niczym ekscytującym. Myślałam, że to będzie
niewiadomo jaka przygoda a okazało się iż nie jest to nic ciekawego. Tak,
widoki są... jeżeli akurat nie przelatujesz nad chmurami, które tak swoją drogą
są wszędzie.
A zdecydowanie najgorsze
jest to, że zatykają się uszy. To normalnie nie do wytrzymania! Myślałam, że
oszaleję kiedy po raz czwarty mi się zatkały.
Wylądowaliśmy w Kopenhadze
o 16.30 i od razu poszliśmy coś zjeść. Szczęście, że niedaleko lotniska był
Mac. Po drodze nie spotkaliśmy żadnych fanek co wydało nam się trochę dziwne,
ale i tak się cieszyliśmy, że mamy czas dla siebie. A raczej, że oni mieli czas
dla siebie bo niby czego by ode mnie chciały Janoskianators z Danii??
Zamówiłam sobie McFlurra i
frytki. Nigdy nie uwierzycie, ale to połączenie jest genialne! Naprawdę, musicie spróbować.
Reszta zamówiła sobie
jakieś zestawy (Daniel wziął Happy meal z zabawką Supermanem co wydało mi się
totalnie urocze) i usiedliśmy przy jednym z zabrudzonych stolików. Oczywiście
sami musieliśmy go czyścić serwetkami bo sprzątaczka paliła na tyłach. Pysznie.
Oczywiście nie obyło się
bez walki na jedzenie (Jai oberwał ketchupem z torebki i obraził się na
Luke'a), w której absolutnie nie brałam udziału. No... może minimalnie, kiedy
podawałam Jamesowi frytki do rzucania. Ale przynajmniej miałam pewność, że
stoję po dobrej stronie. To Beau zaczął.
Niestety po jakichś 5
minutach od rozpoczęcia wojny na żarcie menager fast food'u wyprosił nas na co
wszyscy pokazaliśmy mu środkowy palec i wyszliśmy z honorem.
- Sally, możesz już wziąć
swoją torbę? Jesteśmy w recepcji! - Krzyknął Luke, który od wyjścia z lotniska
nie rozstawał się z moją torbą podróżną. Oczywiście nie z własnej woli. - Ręce
mi odpadają. - Pożalił się a ja machnęłam ręką.
- Nie przesadzaj, jeszcze
kilka minut. - Starszy bliźniak popatrzył na mnie groźnie a ja nie zwracają na
niego uwagi udałam się razem z chłopakami do naszego apartamentu.
Jeszcze przed wylotem
samolotu Roonie zadzwonił do hotelu i poprosił o zmainę pokój z pięcioosobowego
na sześcioosobowy. Dostaliśmy go za niewielką opłatą ze strony menagera
Janoskians za co jestem mu dozgonnie wdzięczna. Nie będę musiała się z nikim
dzielić moim łóżkiem.
Kiedy drzwi zostały otwarte
od razu rzuciłam się na pierwsze łóżko z brzegu. Marzyłam tylko i wyłącznie o
odpoczynku. Po dwu godzinnym locie bolał mnie kark i miałam ochotę sobie
pospać.
- A to nasz pokój! -
Usłyszałam nad sobą i otworzyłam oczy. Luke nagrywał filmik i machał swoim
telefonem w lewo i w prawo, żeby zaprezentować nasz apartament.
- Uwarzaj bo ci ten IPhone
w końcu wypadnie. - Ostrzegłam starszego bliźniaka i nakryłam się kołdrą.
- A to nasza koleżanka
Sally. Ciągle tylko zrzędzi i marudzi.
- To nie jest prawda. -
Wymruczałam zła zakładając na głowę poduszkę, żeby wreszcie spokojnie zasnąć.
Nie było mi to jednak dane
gdyż zadzwonił mój telefon. Wyjęłam czarnego IPhona 5S z kieszeni (wiem, że się
chwalę, ale kupiłam sobie na urodzinki i jestem z niego zadowolona) i odebrałam
połączenie.
- Taaaak??
- Cześć Sally, może chcesz
gdzieś wyjść? - Usłyszałam po drugiej stronie głos mojej przyjaciółki Kate.
- Nie mogę. - Odparłam
jakby nigdy nic.
- Nie możesz czy ci się nie
chce? - Zapytała podejrzliwie.
- Nie mogę. Jestem... z
rodzicami... Na zakupach. - Nie chciałam, żeby wiedziała. Ta informacja nie
była jej potrzebna do dalszego egzystowania.
- Kto to? - Beau podszedł
do mnie a ja zasłoniłam głośnik ręką by mu odpowiedzieć.
- Moja koleżanka, macie być
cicho bo ona nie wie, że z wami jestem.
- A zna nas?? - Do rozmowy
włączył się Jai.
- O tak. - Odpowiedziałam
nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Ja i Kate byłyśmy w jednej
klasie w szkole średniej i jako jedyne lubiłyśmy Janoskians. Byłyśmy jakieś
psychiczne, miałyśmy bzika na ich punkcie.
- Sally, z kim ty tam
rozmawiasz??? - Krzyknęła zniecierpliwiona Kate.
- Eee... Rodzice każą mi
kończyć, muszę im pomóc wybrać nowy dywan do przedpokoju. Papa.
- Ale przecież ostatnio
kupiliście taki czerwony!
- No tak, ale mamie się
znudził. To nara!!! - Powiedziałam i rozłączyłam się.
- Dlaczego nie powiedziałaś
jej prawdy? - Zapytał James.
- Zwariowałaby gdyby się
dowiedziała. - Powiedziałam, ale poczułam się trochę winna. Przyjaciółka to
przyjaciółka.
- Moim zdaniem powinnaś jej
powiedzieć. - Stwierdził Luke a mi zrobiło się smutno. Muszę jej to jakoś
wynagrodzić...
- Już wiem! - Chłopcy
popatrzyli na mnie dziwnie a ja podniosłam się do pozycji siedzącej. -
Wyświadczycie mi małą przysługę???? - Zrobiłam słodkie oczy a koledzy spojrzeli
po sobie.
- Co masz na myśli? -
Zapytał niepewnie Luke.
* * *
Siedziałam na krześle w
kuchni i jadłam sobie kanapki rozmyślając nad tym co dzisiaj porobić skoro
Sally jest zajęta gdy nagle zabrzęczał mój telefon. Ktoś mnie follownął na
Twitterze. A właściwie to nawet pięć osób. "Wow, od kiedy jestem taka
popularna?"
Odblokowałam IPhona i
kliknęłam powiadomienie. Kilka sekund później dostałam ataku serca.
To oni. O MÓJ BOŻE ONI MNIE
FOLLOWNĘLI!!!! ALE JAK? DLACZEGO???
Mega szczęśliwa gapiłam się
w ekran mojego telefonu a niedowierzanie nadal ściskali mi gardło. 50 razy
sprawdziłam czy to nie są fejkowe konta, ale one były jak najbardziej
prawdziwe.
- O KURWA! - Powiedziałam
zasłaniając sobie ręką usta.
- Nie wyrażaj się! - Krzyknęła
moja mama stojąca przy zlewie.
- Ale mamo... Janoskians
mnie follownęli!!!!!
- To te zbuje z internetu?
- Zapytała myjąc garnek.
- Tak, to oni. -
Wyszeptałam ze łzami w oczach.
"MUSZĘ POWIEDZIEĆ O
TYM SALLY" pomyślałam i pobiegłam po torebkę. "Poczekam na nią pod domem".
Mieszkałyśmy niedaleko
siebie więc dojście pod jej dom zajęło mi kilkanaście minut. Samochodu nie było
na podjeździe więc pewnie jeszcze byli w sklepie. Usiadłam na ganku i spokojnie
czekałam. Czekałam i czekałam aż zrobiło się ciemno i musiałam wracać do
siebie.
Zła wybrałam numer do Sally,
ale ta nie odebrała. "Nie dajesz mi wyboru." pomyślałam i przyłożyłam
telefon do ucha.
- Halo? - Usłyszałam głos
ojca mojej przyjaciółki i odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej on odebał.
- Cześć, mówi Kate. Kiedy
państwo wracają? Bo Sally mi nie powiedziała. - Zapytałam.
- Za jakieś... 4 miesiące.
Tak myślę. - Aż mnie zatkało jak to usłyszałam. Kilka miesięcy? O co tu chodzi.
- A jak tam się bawicie
dziewczyny? Mieliśmy wyrzuty kiedy zostawiliśmy Sally samą i mamy nadzieję, że
jakoś sobie radzi.
- A tak... my bawimy się
świetnie! - Powiedziałam z udawanym entuzjazmem.
- No to dobrze. Muszę kończyć
bo wychodzimy. Dowidzenia Kate.
- Dowidzenia. - Rozłączyłam
się i wściekła wrzuciłam telefon do torby. "Ktoś mi się będzie musiał
wytłumaczyć"
* * *
Obudziłam się z niemiłym
przeczuciem, że coś poszło nie tak. Tylko co?
Chcąc sprawdzić godzinę
wzięłam do ręki swój telefon i zobaczyłam, że mam kilka nieodebranych połączeń od
Kate. Niedobrze. Nie lubiła kiedy nie odbierałam.
Wstałam i ubrałam się.
Chłopaków nie było w pokoju bo poszli do klubu zrobić próbę dźwięku czy coś
takiego. Z braku jakichkolwiek zajęć postanowiłam pójść na śniadanie, ponieważ
hotel oferował szwedzki stół. Nie mogłam się temu oprzeć.
Nakładając na tależ tosty
zadzwoniłam do przyjaciółki, która pewnie chciała pochwalić mi się, że
Janoskians ją follownęli. Ona jest czasami taka przewidywalna...
- Sally! - Krzyknęła Kate i
raczej nie brzmiała na zadowoloną. Usiadłam przy wolnym stoliku w jadalni i
zaczęłam delektować się śniadaniem.
- Taak?? - Zapytałam.
- Dzwoniłam do twoich
rodziców. - Odparła krótko a ja zesztywniałam z zaskoczenia.
- I co? - Próbowałam
udawać, że nic mnie to nie obchodzi.
- Powiedzieli, że
wyjechali.
- Eee...
- Na 4 miesiące. -
Dokończyła dziewczyna a ja odsunęłam od siebie pusty tależ.
- Powiedziałaś im? -
Wyszeptałam ze skruchą w głosie mając nadzieję, że rodzice nie siedzą w tej
chwili w samolocie do Kopenhagi.
- Nie, tym razem cię
kryłam, ale jak zaraz mi nie powiesz co się dzieje to pierwszym co zrobię po
skończeniu tej rozmowy będzie telefon do twojego ojca. - Zagroziła Kate a ja
westchnęłam zrezygnowana.
- Nigdy w to nie uwierzysz.
- Zachichotałam a dziewczyna po drugiej stronie prychnęła.
- Zobaczymy. A teraz gadaj.
Gdzie jesteś?
- W Kopenhadze. -
Powiedziałam a po drugiej stronie zapadła cisza.
- A co tam robisz? -
Zapytała ostrożnie Kate a ja podrapałam się po głowie.
- Noo... Pamiętasz jak ci
mówiłam, że poznałam Janoskians...?
- No nie... Ty chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że... Cholera, trzeba było od razu dzwonić do twojego
starego.
- Kate! To prawda! Mogę ci
to udowodnić!
- A niby jak?
- Ja... Pokażę ci ich! -
Moja przyjaciółka zamilkła zapewne zastanawiając się co ma zrobić.
- Hmmmm... Okej. Na Skypie
o 15.00 mojego czasu. Jeżeli nie zalogujesz się w ciągu 10 minut dzwonię do
twoich rodziców, rozumiesz?
- Tak. - Westchnęłam z ulgą
ciesząc się z mojego szczęścia. - To do zobaczenia! - Powiedziałam i
rozłączyłam się.
Kiedy wróciłam do pokoju wyjęłam
z torby podróżnej mojego laptopa i włączyłam go. Zostały jeszcze 4 godziny
do rozmowy z Kate a ja myślałam nad tym co mam jej powiedzieć. „Może niech
oni do niej zadzwonią, w końcu ona chce zobaczyć ich a nie mnie“ pomyślałam.
Wzięłam mój telefon i napisałam do każdego z chłopców tą samą wiadomość
z pytaniem kiedy wrócą. Jako pierwszy odpisał Beau.
- „Nie wiem, a co?“
- „Tak tylko się
pytam“ – Odpisałam i dostałam kolejną odpowiedź, tym razem od Jaia.
- „B€dzi3=y z@ 2
g0“<i`y. PS. s!łukł mI sI€ €kr@n“ – Jemu postanowiłam nie odpisywać. Jeszcze
miałby problem z rozszywrowaniem…
- „Niedługo“ –
Napisał Daniel. Luke i James nie odpisali, pewnie nie mieli przy sobie
telefonów. Ale wystarczyła mi wiadomość, że przyjdą za dwie godziny.