poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 15

- Wybacz, nie zauważyłem... - Chłopak nie dokończył, ponieważ zaczął mi się dokładnie przyglądać. Zerknął na moje buty i uśmiechnął się. 
Skip miał na sobie koszulkę siatkarską bez ramion i spodenki do kolan. Wyglądał wspaniale (jak zwykle z resztą), przez samą jego obecność zapomniałam, co chciałam powiedzieć.
- Właśnie miałem do ciebie iść. - Odparł a ja otrząsnęłam się i popatrzyłam na niego zdziwniona.
- Do mnie?
- Pomyślałem, że moglibyśmy pójść gdzieś razem, dawno nie gadaliśmy.
- Pójść gdzieś razem? - Powtórzyłam za nim jak głupia wywołując jeszcze większy uśmiech na jego twarzy.
- Zatkało? Chodź szybciej zanim się rozmyślę. - Chłopak ruszył przed siebie a ja pomaszerowałam za nim nic nie rozumiejąc. Przygotowywałam się na kłótnię czy coś a tu taka niespodzianka. 
- Wychodzimy! - Krzyknął blondyn otwierając przede mną drzwi.
- Tylko nie wracajcie za późno! - Odpowiedział Beau. Popatrzyłam na niego pytająco a on mrugnął do mnie. Uśmiechał się głupkowato jakby wiedział coś, o czym ja nie wiedziałam. 
- Gdzie jedziemy? - Zapytał Daniel stając przy czarnym Jeepie.
- Może na plażę? 
- To wskakuj. - Odparł otwierając samochód. Wdrapałam się na miejsce pasażera podziwiając wnętrze maszyny.
- Fajne autko. - Powiedziałam dalej się rozglądając.
- Zbierałem na nie przez całe lato. - Skip zamknął za sobą drzwi i odpalił samochód.
Jechaliśmy w ciszy. Nie miałam pojęcia co powiedzieć więc milczałam patrząc przez okno.
- Gorąco dzisiaj. - Odparł chłopak. - Dobrze, że jedziemy na plażę, dawno nie kąpałem się w oceanie. - Dobrze, że pomyślałam i włożyłam kąpielówki. Inaczej byłoby źle.
- Nigdy nie kąpałam się w oceanie. - Przyznałam. 
- Ocean nie różni się bardzo od basenu. Woda jest zawsze przejżysta, ale... Radzę jej nie pić. - Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie mam ręcznika. - Powiedziałam jakby nigdy nic.
- Coś wymyślimy. - Odparł chłopak parkując Jeepa. - Jesteśmy na miejscu.
Wysiedliśmy z samochodu (buty zostawiłam w środku, ponieważ już ich nie potrzebowałam) i udaliśmy się w stronę wody. Na miejscu było pełno ludzi, nie miałam pojęcia jak dostaniemy się do wody. Słońce grzało niemiłosiernie, miałam gorące włosy i głowę.
- Może chodźmy na razie na lody, nie damy rady przecisnąć się przez te tłumy. - Skip wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę restauracji. 
Weszliśmy do środka. Było to bardzo ładnie użądzone a co najważniejsze klimatyzowane pomieszczenie. Na suficie wisiały na sznurkach rozgwiazdy, muszelki, sztuczne (przynajmniej mam taką nadzieję) rybki i kolorowe lampki, które zapalali zapewne pod sam wieczór.
Usiedliśmy przy wolnym stoliku i otworzyliśmy menu na stronie z deserami.
- Daniel, nie mam kasy. - Szepnęłam pochylając się w jego stronę.
- Nie martw się, wszystkim się zajmę. - Odparł blondyn wzywając kelnera.
- Witam, czym mogę służyć? 
- Poproszę Łódź wikinga.
- Mogę zaproponować coś do picia? Może lemoniadę?
- Niech będzie. - Kelner ukłonił się lekko i pospiesznym krokiem ruszył do kuchni.
Popatrzyłam zdziwiona na blondyna a on tylko wzruszył ramionami.
- Czego słuchasz?? - Zapytał podpierając głowę na łokciach.
- Głównie Rocka i Metalu, ale jetem otwarta na inne gatunki.
- A co z One dorection? - Zapytał. 
- Lubię ich, ale na razie nie ma nic nowego. A ty... - Wskazałam palcem na Daniela. - Słuchasz Hip-Hopu, zgadza się? - Skip rozpromienił się.
- Hip-Hop, Rap, ale czasami słucham też Rocka. To zależy od nastroju. 
- A jakich zespołów Rockowych słuchasz?? - Chłopak otworzył buzię, żeby coś powiedzieć akurat kiedy przyszło nasze zamówienie. Dwie lemoniady i ogromny tależ czekoladowych, truskawkowych i waniliowych lodów.
- Dzięki. - Dan machną ręką na kelnera i podał mi łyżeczkę.
- My to wszystko mamy zjeść? - Zapytałam.
- Nie udawaj, że nie chcesz. - Zachichotałam i wzięłam do ręki łyżkę. 
- O czym my to...? - Popatrzyłam na Daniela, który wepchnął w siebie kolejną porcję lodów truskawkowych.
- Jakich Rockowych zespołów słucham. - Powiedział z pełną buzią.
- No więc? 
- Eee... Na pewno nie znasz. - Wymamrotał Skip.
- Ja znam wszystkie zespoły, dawaj.
- Gwjf kscn... - Mruknął pod nosem.
- Tego nie kojażę, może coś innego?? - Naciskałam.
- Jest taki jeden zespół... Nazywa się... Sleeping with sirens... Czasami go słucham. - Bąknął a ja zrobiłam dziwną minę. Ja wiem kiedy robię dziwne miny a ta była wyjątkowo DZIWNA.
- Mówiłem, że nie znasz. - Odparł Daniel dojadając lody truskawkowe.
- No co ty... To jest chyba mój ulubiony zespół. - Powiedziałam a Dan spojrzał na mnie zdziwiony.
- Naprawdę?
- Kocham ich! - Podniosłam głos a ludzie siedzący obok nas zaczeli się na nas patrzeć. Wzięłam łyk lemoniady zadowolona, że chociaż jedna osoba na tej planecie zna i lubi ten zespół. Kate go nie lubi, ale i tak uważa, że wokalista jest sexi.
- Fajnie, że chociaż ty ich znasz. - Blondyn uśmiechnął się do mnie i wziął do ręki szklankę z zimnym napojem.
- Hej, Skip... Wiem, że to nie moja sprawa, ale... O co chodzi z tobą i Sophie?? - Zapytałam ostrożnie. Chłopak spochmutniał i przeczesał włosy palcami.
- Powiedzieli ci? - Pokiwałam głową przyglądając się uważnie Danielowi.
- No to nie mam nic do dodania. Stało się co się stało a ona nadal myśli, że ma u mnie szansę. - Prychnął Skip memłając łyżką roztopione lody. - Więc jeździ za mną w tę i spowrotem prosząc i błagając, żebym znowu się na nią otworzył. A ja obiecałem sobie, że jej tego nie wybaczę. - Popatrzyłam na niego uważnie. Było mi go szkoda. Dlaczego ludzie zawsze krzywdzą tych miłych? Patrząc na minę blondyna postanowiłam zmienić temat.
- Mogę ci coś powiedzieć? Tak zupełnie szczerze?
- Wal.
- Lepiej ci w brązowych włosach. - Skip uśmiechnął się lekko, chyba mu ulżyło, że zmieniłam temat.
- Też tak uważam.
- To po co się przefarbowałeś? - Zapytałam a chłopak zachichotał.
- Przegrałem zakład.
- Nawet nie chcę wiedzieć jaki. - Zaśmiałam się. 
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o jakichś głupotach kiedy podszedł do nas kelner. 
- Podać rachunek? - Zapytał a Skip popatrzył na niego zdziwiony i wstał. 
- Przykro mi, ale chyba zaszła jakaś pomyłka.
- To niemożliwe, płaci pan czy nie? - Denerwował się kelner (zielonooki brunet).
- Za nic nie płacę. - Odparł chłopak całkowicie pewny siebie. Założył ręcę na pierś i wpatrywał się wyczekująco w kelnera.
- Zaraz wezwę szefa lokalu. - Zagroził zielonooki, ale na Danielu nie zrobiło to wrażenia.
- Proszę wzywać, mam czas. - Kelner cały czerwony ze złości odszedł od naszego stolika w stronę tajemniczych drzwi na samym końcu sali.
- Zwariowałeś?! Zadzwonią na policję i pójdziemy siedzieć! - Krzyknęłam. - Dobra, plan jest taki. Uciekamy stąd jak najszybciej się da i modlimy się by kelner miał problemy z naszym rozpoznaniem...
- Nigdzie nie idziemy, pokażę temu chłoptasiowi kto tu rządzi. - Odparł Dan a ja załamana usiadłam na krześle.
- Kto wpłaci za mnie kałcję? Rodzice mnie zamordują! - Biadoliłam a Skip nadal stał. W końcu podszedł do nas ten sam kelner ze starszym mężczyzną. Jego włosy były brązowe, w niektórych miejscach już siwe, sieć zmarszczek pokrywała jego twarz, ale zielone oczy pozostawały młode, miały ten błysk, który gaśnie u każdego emeryta.
- To on proszę pana, ten klient odmawia zapłaty. - Blondyn wskazał na Skipa a starszy facet popatrzył na nas niewzruszony.
- Witaj Danielu. - Odparł facet w średnim wieku najspokojniejszym w świecie głosem.
- Cześć tato. - Przywitał się blondyn uśmiechając się złośliwie do kelnera.
- Jak to, zna pan tego człowieka? - Zapytał zdezorientowany chłopak.
- Żecz jasna, to mój syn Daniel, Danielu, to jest Aaron, jest tu nowy, musisz wybaczyć mu jego niewiedzę. 
- Jasne, nic się nie stało. - Skip machnął ręką. - Jeżeli pozwolicie pójdziemy już. - Powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia.
- Miłej zabawy! - Zawołał ojciec Dana przyglądając mi się.
Szliśmy po plaży zostawiając za sobą restaurację i zdezorientowanych gości, którzy z zaciekawieniem przysłuchiwali się tamtej rozmowie.
- To była restauracja twojego ojca? - Zapytałam idąc brzegiem morza.
- Taa, jedyna zaleta tego, że jest szefem jest taka, że żarcie mam za darmo.
- A jakie są negatywy?
- Czasami za karę muszę sprzątać kible. - Skrzywiłam się próbując zamaskować uśmiech, ale przed blondynem nie dało się tego ukryć.
- Nie śmiej się ze mnie bo się obrażę. - Zażartował Daniel i popchnął mnie w bok. Chyba myślał, że zrobił to lekko... Cóż, źle myślał. 
To pchnięcie było na tyle mocne, że wylądowałam w wodzie. Przynajmniej była ciepła.
- O mój Boże, Sally, przepraszam. - Skip zaczął się śmiać i wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać. - Ni ci nie jest? - Potrząsnęłam głową przecząco. Złapałam dłoń chłopaka, ale zamiast wstać pociągnęłam blondyna do siebie i oboje siedzieliśmy w morkym piachu.
- Jesteśmy kwita. - Uśmiechnęłam się szeroko i wstałam na nogi. Cała sukienka się ubrudziła. Jaka szkoda.
- Chyba musisz zdjąć z siebie ubranie. - Powiedział chłopak idąc za mną.
- Tak? A to niby dla czego? - Zapytałam spoglądając na niego.
- No wiesz... I tak jest już mokra to po co się z nią męczyć? Poza tym jest gorąco.
- To może sam se zdejmij ubranie skoro ci gorąco? - Zaproponowałam a Dan zachichotał i zatrzymał się. 
- A jeżeli zdejmę swoje ubranie to ty zdejmiesz swoje?
- Nic nie obiecuję. - Odparłam a Skip mrugnął i zciągnął z siebie koszulkę.
- To tyle? - Nie wiedziałam, że te spodenki to jego kąmpielówki, przysięgam.
- Nie rozbieram się na pierwszej randce. - Zaśmiał się a ja poczerwieniałam ze wstydu. - Teraz twoja kolej.
- Przecież nie mówiłam, że to zrobię. - No weź!!! - Nalegał.
- Nigdy nie widziałeś dziewczyny w bikini czy co?? - Chłopak zamyślił się na chwilę a potem uśmiechnął się lekko.
- No wiesz...
- Nic nie mów. - Powiedziałam idąc dalej.
- Nie bądź zazdrosna Sally. - Skip posłał mi perskie oczko.
- O co niby? 
- Nie o co, tylko o kogo. O mnie oczywiście. - Zaśmiałam się głośno próbując zamaskować zażenowanie.
- Dlaczego miałabym być o ciebie zazdrosna? - Nie byłam zazdrosna. To, że widział dzewczyny w samej bieliźnie (lub bez, ja tam nie wiem) jest zupełnie normalne. Naprawdę. - Rozmawiałeś może ostatnio z Beau'em? - Zapytałam jakby nigdy nic.
- Tak, gadałem z nim wczoraj. - Odparł blondyn. - A co?
- Aaa, tak się pytam. - "Zabiję gnoja" pomyślałam wściekła. "Powiedział mu! Na pewno tak, inaczej Dan nie mówiłby o takich rzeczach!!!!!"
Chodziliśmy po plaży rozmawiając i śmiejąc się. Minęło kilka godzin, słońce zaczynało zachodzić więc postanowiliśmy wrócić do domu. 
  
               *             *             *
Beau

- Mamy problem. - Powiedziałem wchodząc do salonu. Na kanapie siedzieli wszyscy poza Sally, która była w swoim pokoju. Pomimo dźwiękoszczelnych ścian idąc obok jej drzwi omal nie ogłuchłem. "Czego ta dziewczyna słucha??"
- O co chodzi?? - Zpaytał Luke.
- Dzwonili z Londynu, nasz koncert odwołany.
- Dlaczego?! - Chłopcy krzykneli churem.
- To miał być nasz ostatni koncert w Anglii na najbliższy rok. - Odparł rozczarowany James.
- Wy chyba czegoś nie rozumiecie. - Pokręciłem głową z niedowierzaniem. - Jak Sally ma wrócić do domu? - Zapadła cisza, którą, po długim czasie, przerwał Jai.
- Może po prostu wsadźmy ją do samolotu i już? - Zaproponował.
- Czy Sally wygląda ci na osobę, którą można zostawić chociaż na chwilę samą?
- Masz rację. - Powiedział młodszy bliźniak.
- To co z tym robimy? Nie może przecież siedzieć tutaj całe wakacje. A co jak jej rodzice się dowiedzą? Oskarżą nas o porwanie, albo gorzej. - Stwierdził Luke.
- Czy może być w ogóle gorzej? - Spytał Daniel. Wyglądał na poddenerwowanego. Kiedy razem z dziewczyną wrócili z plaży czarnowłosa chciała ze mną gadać. Niestety byłem zajęty, ale to mogło być coś ważnego. Może dlatego blondyn był zdenerwowany??
- Powiedzmy wszystko Sally, może ona coś wymyśli? - Zaproponował James.
- Myślałem o tym, ale... jest ryzyko. - Stwierdziłem.
- Jakie niby? - Zapytał Luke.
- Jakbyście jeszcze nie zauważyli Sally jet dość... nerwową osobą. I istnieje taka szansa, że gdybyśmy powiedzieli jej prawdę mogłaby spanikować. Mogłoby jej odbić na tyle, że zadzwoniłaby do swoich rodziców i wszystko im powiedziała. I nie dość, że ona będzie miała przechlapane to jeszcze nam sie oberwie. Nie znamy jej rodziców, mogą być nadopiekuńczy i zrobić z tego wielką sprawę.
- No tak, my przecież nic nie zrobiliśmy, tylko wywieźliśmy ich córkę z kraju. - Prychnął Jai a ja spojrzałem na niego karcąco.
- Nie uważasz, że nadopiekuńczy rodzice nie zostawili by swojego dziecka samego w domu na 4 miesiące? - Spytał Daniel. - Nie przesadzaj, myślę, że powinniśmy powiedzieć Sally co się dzieje. - Odprał i skrzyżował ręce na piersi.
- Dobra, kto jeszcze jest za tym, żeby  wyznać jej prawdę? - Wszyscy podnieśli ręce. Westchnąłem i pokiwałem głową z rezygnacją. - No dobra. A teraz kto jest chętny, żeby jej to powiedzieć? - Żaden sie nie odezwał, patrzyli wszędzie, tylko nie na mnie.
- Uważam, że Daniel powinien to zrobić. - Odezwał się Luke.
- A dlaczego ja? - Zapytał zdezorientowany chłopak.
- Bo masz... - Wszyscy popatrzyliśmy na niego z wyczekiwaniem. Przez chwilę bałem się, że starszy bliźniak powie Danowi  o tym, że Sally się w nim buja, ale Luke ostatecznie zmienił zdanie. - Bo masz blond włosy.
- I to ma być argument? - Syknął Skip.
- Popieram Luke'a. - Zawołał Jai. James pokiwał głową a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Dobra, zrobie to. - Burknął chłopak i poszedł w stronę pokoju dziewczyny.

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział, czekam na następny :) Zapraszam również na moje fanfiction o Janoskians http://mylovelyjano.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hihi z jednej strony się ciesze bo Sally i Skip w końcu poszli na randkę ( mam taką nadzieję, że to była randka), a z drugiej czuję skutek bo Sally będzie musiała wrócić do domu ;(
    Życzę weny i czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na next'a! :3 @WordsKillx

    OdpowiedzUsuń